Dlaczego dzieci muszą chorować?

Dr Jerzy Jaśkowski, Porady, Zdrowie | 0 komentarzy

sunset-298850_1920

Choroby Duszy: niewiedza, ignorancja, grzech. [św.Augustyn]

Dlaczego dzieci muszą chorować? Jest to bardzo istotne pytanie, ponieważ jak sobie przypominam swoje dzieciństwo, to pomimo częstych angin, czy przeziębień, do przychodni chodziło się bardzo rzadko. Tak praktycznie nie pamiętam, abym kiedykolwiek był w przychodni. Wycięcie trzeciego migdałka miało miejsce w mieszkaniu pana Doktora, a miałem chyba 8 lat. Sam siedziałem na fotelu, a rodzice czekali w drugim pokoju. Po wycięciu pan Doktor zobowiązał rodziców do kupna dużych lodów dla mnie. Zrekompensowało całkowicie to mój ból i strach. Po tygodniu chodziłem do szkoły zupełnie normalnie.

Co więc spowodowało, że obecnie przychodnie są przepełnione płaczącymi i krzyczącymi dzieci, i stały się siedliskiem epidemii? Teoretycznie, w takiej przychodni wszystkie ściany powinny być co 5 lat bielone wapnem, a wieczorami na korytarzach powinny być włączane lampy ultrafioletowe. Nigdzie, od co najmniej 30 lat, się tego nie przestrzega.

Z jednej strony przyczyna tkwi w systematycznym obniżaniu poziomu nauczania w Akademiach Medycznych, obecnie wbrew definicji zwanych Uniwersytetami. Wprowadzenie monopolu edukacyjnego przez Unię Europejską wyraźnie doprowadza do obniżenia poziomu medycyny w Polsce do I stopnia, czyli felczerstwa. Nie jest to nic nowego, ponieważ na Konferencji w Berlinie w 1996 roku, przypadkowy znajomy z Holandii, przy kawie, powiedział mi, że plany Unii Europejskiej są właśnie takie, że w nowo przyłączanych krajach będzie tylko I stopień, a specjalizacje będą w Starej Unii.

Wprowadzono to bardzo szybko, praktycznie likwidując na przykład Medycynę Tropikalną w Polsce, a była na światowym poziomie. Szkolenia i specjalizacje oraz oczywiście olbrzymie pieniądze przejmuje Holandia. Podobnie zlikwidowano lekarza stomatologa, a pozostawiono dentystę, czyli technika – inżyniera. W NIEMCZECH NADAL SĄ LEKARZE STOMATOLODZY, JAKO WYŻSZEGO SORTU SPECJALIŚCI.

Inna z przyczyn to redukcje ilości łóżek w szpitalach klinicznych. Przepis mówi, że specjalizację można odbywać tylko w klinice, która posiada co najmniej 25 łóżek. W Gdańsku zredukowano kliniki zabiegowe, posiadające powyżej 100 łóżek, i podzielono na „kliniczki” 6-18 łóżkowe. Spowoduje to po pewnym czasie zamknięcie specjalizacji danego kierunku. Mamy to jak w banku.

Pani Kopacz dołożyła do tego swoją rączkę likwidując rok nauki medycyny i wprowadzając 5-letnie studia [z 8 lat]. Praktycznie teoria została zlikwidowana i będzie coś pośredniego pomiędzy pielęgniarką, a felczerem. Piszę świadomie „coś pośredniego”, ponieważ po wojnie felczerzy mieli doskonałą praktykę i naprawdę dużo można się było nauczyć od nich.

Zawsze będę wspominał z sympatią p. Grabowskiego alias Harego, czy p. Gece i ich praktyczne nauki. Obecnie młody adept sztuki medycznej, szczególnie płci żeńskiej, ma duże trudności w nałożeniu zwykłego gipsu, czy opatrunku uciskowego. A przecież mają pełne uprawnienia.

Czy to jest potrzebne? Oczywiście. Lekarz pierwszego kontaktu, który umiałby prowadzić owrzodzenia żylakowate podudzi byłby w stanie wyleczyć je w okresie 4 miesięcy, kosztem 200 złotych. Obecnie wysoce specjalistyczne kliniki leczą to samo w okresie 6-9 miesięcy, kosztem ponad 3000 zł.

Dlaczego wprowadzono takie obniżanie poziomu edukacji? To proste, chodziło o monopol urzędniczy medycyny rockefellerowskiej, opartej na technologii. Generalnie chodziło i chodzi o wyłudzenie jak największych kwot z systemu przymusowego ubezpieczania. Proszę zauważyć, że podnoszenie składek przymusowego ubezpieczenia nie jest w żaden sposób związane z jakością usług. Jest to to samo, co parafrazując p. Hitlera: „Dajcie mi pieniądze, a ja was urządzę”. Każdy nowo mianowany poseł z Komisji Zdrowa mówi o konieczności podnoszenia składek, ale nawet nie zająknie się, co ta podwyżka zapewni pacjentowi.

USA w okresie około 25 lat stosowania tego systemu, wydatki na służbę zdrowia podniosły z 50 miliardów dolarów, do 250 miliardów. Natomiast stan zdrowia społeczeństwa znacznie się pogorszył. Pod względem na przykład współczynnika umieralności niemowląt, USA spadły na ostatnie miejsce wśród państw wysoko uprzemysłowionych. Natomiast biorąc pod uwagę wzrost liczby chorych na cukrzycę, czy nowotwory, przesunęły sie do przodu. USA jest jedynym państwem, w którym występuje nadumieralność kobiet rasy białej!

Przyczyna jest bardzo prosta. Lekarze przestali leczyć, a muszą wypełniać procedury. Czyli „mów mi do ręki, a nie do ucha”, to procedurę wprowadzimy. Jest to wyraźnie widoczne w Polsce, choćby w ustawach wprowadzających przymus szczepień bez żadnego uzasadnienia medycznego. Szczepionka Gardasil- Silgard wycofana z licznych państw europejskich, w Polsce jest przymusowa. Szczepionka przyczynia sie do bezpłodności kobiet i rozwoju raka. To jest jedna strona medalu.

Oczywiście jest także druga. Polega ona również na obniżeniu edukacji szkolnej. Wprowadzono nowe przedmioty w rodzaju „wiedza o Unii EUROPEJSKIEJ”, czy seksuologię, tak jakby już każdy nastolatek nie wiedział, jak to się robi. Przez 5000 lat historii pisanej żaden idiota nie wpadł na pomysł prowadzenia lekcji z nakładania kondomów, a przyrost naturalny miał miejsce. Obecnie coś, co się nazywało Ars Amandi, sprowadzono do mechanicznego tarcia i jak to na filmach pokazują, słówka „finish”.

W szkołach zlikwidowano podstawy higieny i elementarnej wiedzy o chorobach. Widzę to na co dzień, ponieważ podczas badania np. hemoroidów, osoba mówi, że nie może zdjąć majtek, ponieważ jest nieprzygotowana, a majtki są zanieczyszczone. Ale kto ją miał nauczyć podmywania się? Ważniejsze jest naciąganie kondomów. Od razu widać poziom pracowników Ministerstwa wprowadzającego takie przedmioty.

Sanepid sprawdza wysokość kafelek w gabinetach, a nie sprawdza możliwości podmycia się po defekacji w toaletach. Nawet szpitale nie posiadają ruchomych bidetów, a co dopiero hotele, szkoły itd. A wiadomo od lat, że największe zanieczyszczenia przenosi się z i w toaletach. A w Polsce jak za przysłowiowego króla Ćwieczka, tylko liście zmieniono na papier toaletowy, który już 1000 lat temu służył Chińczykom do suszenia uprzednio umytych pośladków.

Chcąc więc chociaż trochę pomóc młodym mamom, tym jeszcze trochę czytającym, poniżej zwrócę uwagę na najważniejsze sprawy związane ze zdrowiem.

W ostatnich latach najmodniejszym słowem z pogranicza medycyny jest pojęcie odporności i sposobów jej podniesienia. Już takie stawianie sprawy świadczy o niewiedzy i to głębokiej. Odporność u normalnych dzieci jest prawidłowa, o ile mamuśka jej nie uszkodzi. Generalnie uszkadzanie, czyli obniżanie odporności polega m.in. na zaprzestaniu karmienia piersią i przechodzenie na mleko w proszku albo nie daj Panie BOŻE, na sojowe i tym podobne preparaty. Mleko generalnie to jest produkt, czy to od matki, czy od krowy, który nie przekracza 41 stopni, ponieważ w wyższej temperaturze następuje uszkadzanie białek, a więc czynników odpornościowych. Reasumując, karmienie małego dziecka mlekiem z kartoników, folii itd., jest pierwszym stopniem uszkadzania jego odporności.

Trzeba się postarać i znaleźć gospodarza, lub na rynku przysłowiową babę i kupować od niej mleko. Łatwo sprawdzić, czy mleko jest dobre. Wystarczy wlać do słoika i po 24-36 godzinach powinno być zsiadłe od góry do dołu. Wystarczy dawać dziecku co drugi dzień szklankę takiego mleka. Można oczywiście urozmaicić pokarm, podając na przykład koktajle ze zmiksowanymi owocami. Można to podawać zaraz po ukończeniu 1. roku, a nawet wcześniej.

Zapomnieć o bzdurach typu uczulenia na mleko. Uczulenie jest na ten zabielany siny płyn, zwany UHT, sprzedawany w sklepach.

Drugim problemem jest przegrzewanie dzieci. Nowobogaccy wymieniają sobie okna na plastikowe. Ale nie wiedzą, że tworzą sobie komorę gazową. Już ponad 150 lat temu ustalono, że wymiana powietrza, nie wietrzenie, powinna wynosić około 40 m sześciennych na godzinę dla dziecka! W żadnym pomieszczeniu, w którym przeprowadzaliśmy badania, a było wybudowane po 1980 roku, normy te nie były spełnione. Stężenie dwutlenku węgla w powietrzu znacznie przekraczało obowiązujące dla dzieci 800 ppm.

Jak to udowodniliśmy w przeprowadzonych przed laty badaniach, zespół nagłej śmierci niemowląt zwany SIDS – występujący najczęściej do pierwszego roku, zdarza się u dzieci po szczepieniach, umieszczanych w kołyskach. Dziecko po szczepieniu ma podwyższone parametry stanu zapalnego i płytki oddech. W tej sytuacji wokoło ust tworzy się komora z dwutlenku węgla o stężeniu powyżej 10 000 ppm. To samo się dzieje u dzieci z zapaleniem dróg oddechowych. Różnica polega na tym, że jeżeli matka wie, że dziecko jest chore, to zwraca bardziej uwagę na jego oddech i częściej kontroluje, tym samym robiąc „przewiew” i usuwa dwutlenek węgla z okolic głowy. Po szczepieniu, zadowolona, że problem ma z głowy, nie kontroluje dziecka, a to powoduje zbieranie się dwutlenku węgla wokoło ust i nosa, do stężeń przekraczających dawkę śmiertelną. Tak wysokie koncentracje CO2, powyżej 10 000 ppm, zanotowaliśmy kilkakrotnie już po 60 minutach snu. Tylko szybka akcja zapobiegła nieszczęściu. Niestety, ta prosta zależność nie może dotrzeć do PT Pediatrów.

Proszę sprawdzić sprzedawane wózki i kołyski, szczelnie osłonięte plastykowymi ochraniaczami. Zupełny brak możliwości wymiany powietrza. Wzrost ph komórek nawet o 0.1 powoduje krystalizację fosforanów, a to doprowadza do poważnych zaburzeń, szczególnie w Centralnym Układzie Nerwowym CUN, ze wszystkimi dalszymi konsekwencjami.

Dziecko powinno spać w łóżeczku, wózeczku, w którym przez cały czas możliwa jest wymiana powietrza.

Dziecko nie powinno się w nocy odkopywać. Jeżeli dziecko się odkopuje to znaczy, że się przegrzewa, a to jest szkodliwe dla systemu odpornościowego. Lepsze już jest zmarznięcie, niż przegrzanie. Wysychanie śluzówek, szczególnie tylnej ściany gardła, jest łatwym miejscem penetracji wirusów. Udowodniły to liczne prace naukowe.

Jeszcze do 1970 roku w szkołach podawano tran. Wiadomo bowiem od 100 lat, że w naszej szerokości geograficznej ilość promieniowania słonecznego docierającego do ludzi jest za mała, aby wytworzyć odpowiednią ilość witaminy D.

W 1970 roku, w związku z przesyłaniem otrzymywanego w ramach UNRY tranu do Korei, przestano przysyłać do Polski. I o dziwo, mamy tylu profesorków pediatrii, a żaden tego nie zauważył przez dwa pokolenia? Nie podnoszono alarmu z powodu braku witaminy D na konferencjach, czy w prasie specjalistycznej.

Mało tego, do dnia dzisiejszego podawane normy koncentracji witaminy D -3 we krwi są poważnie zaniżane o co najmniej 100 %. U dziecka, podobnie, jak i u dorosłego, poziom 25 OHD powinien wynosić co najmniej 50 ng, a optymalnie 60 -70 ng. Udowodniono, że nawet poziom 100 ng nie powoduje skutków negatywnych.

Niestety, zdecydowana większość społeczeństwa w Polsce, a szczególnie dzieci, mają poziom w granicach 20 ng albo poniżej.

Badania nad rolą witaminy D w organizmie prowadzone były od lat. Dr Hector de Luca z Uniwersytetu of Wisconsin udowodnił bezspornie, że najlepszym oznaczeniem poziomu witaminy D-3 jest jej metabolit 25OHD, krążący we krwi.

Udowodniono, że już powyżej Georgii w USA nasłonecznienie jest zbyt małe w miesiącach jesienno zimowych i trzeba korzystać z suplementów. Te głupoty podawane w prasie i telewizji na temat związku opalania z czerniakiem nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.

Pamiętaj!
Sam sobie szkodzisz używając kremów z tzw. filtrami i sam pracujesz nad czerniakiem. Czerniak prawie nie występuje na skórze odkrytej, narażonej na działanie słońca.

Promieniowanie słoneczne to fala elektromagnetyczna o długości od 200 do 750 nm. Promieniowanie ultrafioletowe, czyli to najkrótsze, jest odpowiedzialne nie tylko za tworzenie się witaminy D, ale także uczynnia receptory znajdujące się w skórze.

Łatwo jest sprawdzić, ile trzeba czasu poświecić na opalanie. Otóż w Polsce opalanie ma sens wg naszych pomiarów, tylko w godzinach od 11 do 13.00. przez okres około 30 minut. Musisz się opalać rozebrany do pasa. Śmieszność budzą matki z biustami na wierzchu z powodu gorąca, prowadzące opatulone po szyje dzieci, ponieważ… może się przeziębić.

Pamiętaj, że większość promieniowania elektromagnetycznego rzędu 200 nm jest pochłaniana przez atmosferę. Jeżeli następnego dnia po opalaniu skóra będzie lekko różowa, to znaczy, że zaabsorbowałeś ilość energii wytwarzającą około 15 do 20 tysięcy jednostek witaminy D-3. Czyli mniej więcej zapas na 3-4 dni. Generalnie jednak zapasów nie można robić.

Jeżeli jakiś niedouczony medyk, nawet z tytułami, zacznie opowiadać bajki o związku opalania z nowotworem zwanym czerniakiem, to zwijaj się i uciekaj od takiej osóbki jak najdalej. Jeżeli nie nauczył się tak prostej rzeczy, że nie ma żadnego związku promieniowanie elektromagnetyczne z czerniakiem, to nie ma żadnej pewności, że inne jego wypowiedzi mają chociaż cień prawdy.

Pamiętaj, że opalanie zapobiega czerniakowi, ponieważ UVB pobudza receptory skórne, wytwarzające witaminę D, a ta hamuje rozwój nowotworów. Nie bierz poważnie wypowiedzi telewizyjnych dermatologów, nie wiesz przecież jakie reklamówki reprezentują.

Podobna sprawa jest z wszelkiej maści kosmetyczkami po 3, czy 6 miesięcznych kursach, lansowanych w mediach masowej dezinformacji jako ekspertki. Promieniowanie UVA w dużej ilości może co najwyżej spowodować uszkodzenie głębszych warstw kolagenowych i przyspieszyć pojawianie się zmarszczek. JA zdaję sobie sprawę, że dla kobiet to poważna sprawa, ale nie ma to nic wspólnego z czerniakiem. Miałem do czynienia z wieloma przypadkami czerniaka. Zawsze był na skórze nienasłonecznianej. Uda, plecy. Dużo stwierdzałem u aktorek, kobiet wolnych zawodów, masowo stosujących kosmetyki.

Pamiętaj, żaden krem, puder, czy inny preparat, nie jest przebadany pod kątem wywoływania raka, szczególnie przy długotrwałym stosowaniu.

Promieniowanie elektromagnetyczne długości UVA może w szczególnych przypadkach powodować tzw. pre-raki, podstawnokomórkowe, lub płaskonabłonkowe. Zmiany te są bardzo łatwe do wykrycia i leczenia. Straszyć nimi może tylko handlarz kremami.

WNIOSKI

Dziecko powinno być na słońcu codziennie w godzinach od 11 do 13.00 Musi być rozebrane do pasa. Jeżeli jest zimno, czy wieje wiatr, to trzeba znaleźć takie osłonięte miejsce i schować w nim dzieciaka pod pretekstem na przykład czytania bajki, czy karmienia. Mądry nauczyciel w szkole, czy wychowawca w przedszkolu organizuje zabawy w wymienionych godzinach na boisku. Udowodniono ponad wszelką wątpliwość, że:

Najniższe ryzyko zachorowania na stwardnienie rozsiane mają ludzie z wysokim poziomem witaminy D-3,

Jeżeli dziecko nie korzysta z kąpieli słonecznych przez pierwsze 10 lat, to podwaja ryzyko zachorowania na stwardnienie rozsiane, czyli SM.

Cukrzyca typy I jest chorobą ściśle związaną z poziomem witaminy D-3. Biali mieszkający na równiku maja 15-krotnie mniejsze prawdopodobieństwo zachorowania na cukrzycę, aniżeli mieszkający na północy. Badania opublikowane w The Lancet 2001, wykazały, że podawanie 2000 j.m. witaminy D dziennie w pierwszym roku życia miały aż o 88 % mniejsze ryzyko zachorowania na cukrzycę typu I.

Kobiety, które miały wysoki poziom witaminy D-3 miały zdecydowanie mniejsze ryzyko zachorowania na reumatoidalne zapalenie stawów aż o 44%.

POZIOM PONAD 40NG witaminy D-3 zmniejszał ryzyko zachorowania na zapalenia górnych dróg oddechowych aż o 50%.

Wiadomo wszystkim chcącym wiedzieć, że komórki odpornościowe, czyli makrofagi aktywowane są witaminą D.

Wiadomo także, że w przysadce znajduje się gen POMC. Gen ten, jak się okazało, występuje także w komórkach skóry. Aktywowany jest przez witaminę D i jest odpowiedzialny za stany zapalne i funkcje układu immunologicznego.

A teraz zadaj sobie pytanie, ile razy i który lekarz, z zajmujących się wymienionymi chorobami, zlecił wykonanie badania 25 OHD. I już wiesz, dlaczego Twoje dziecko choruje. A czy Ty sama, Szanowna przyszła Matko, chociaż raz robiłaś sobie przed zajściem w ciążę, czy w czasie ciąży, badanie 25 OHD? A potem się dziwisz, że po ciąży tracisz zęby?

Na koniec coś dla osób drugiego dzieciństwa, czyli według Japończyków dla osób po 60. roku życia.

Wszystkie wyżej wymienione uwagi dotyczą także osób starszych. Niestety, dodatkowo u osób starszych pojawiają się choroby serca, popularnie zwane miażdżycą. Ja swoim podopiecznym zalecam poniższy skład ziołowy. Przypominam: fitoterapia jest nieodłączną częścią składową medycyny. Nas jeszcze tego uczyli.

Najlepiej zrobić sobie nalewkę z:
Liście jemioły 50 gram, najlepiej zbierane na żywo, niesuszone.
Kwiat, lub owoce głogu, zbierane po pierwszych przymrozkach 50g
Owoc jarzębiny 50 g
Liście ruty 10 g
Liście melisy dla kobiet 30 g, dla mężczyzn 10g.
Korzeń kozłka lekarskiego 20 g dla kobiet
Pokrzywa 30 g
Skrzyp 30 g

To wszystko zmieszać.

Panie przygotowują z tego sobie herbatki, biorąc dużą łyżkę ziół, zalewając wodą o temperaturze około 70 stopni, przykrywając talerzykiem i mufką. Zaparzanie trwa około 30 minut. Można potem tak zaparzoną herbatkę osłodzić miodem.

Panowie pomieszane zioła wsypują do słoi litrowych, tak aby wypełnić 1/3 objętości słoja. Czasami są to 2 słoje, czasami 4, w zależności od wielkości. Potem zalewamy to, najlepiej dobrym bimbrem z owoców, ponieważ spirytus jest robiony z karbolu i potem głowa pęka. Ten nasz spirytus rozcieńczamy do około 45%. Alkomaty można kupić w sklepach za 10 złotych. Wodę do rozcieńczenia słodzimy miodem 1-3 łychy, w zależności od gustu. Zamykamy szczelnie słoiki i pozostawiamy w ciemnym miejscu na 21 dni, mieszając codziennie.

Potem spokojnie siadamy przy telewizorze, książce itp., i wypijamy na godzinę, dwie przed snem, 20 mililitrów – naparstek tak sporządzonej nalewki. Na zdrowie!

Autor artykułu:
Dr Jerzy Jaśkowski
[email protected]

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

0
    0
    Twój Koszyk
    Twój koszyk jest pustyWróć do sklepu