Legalne trucie – mięso – M. Dymek.

Dr Jerzy Jaśkowski, Porady, Uncategorized | 4 Komentarze

schab„Jeżeli ludzie się zgodzą, żeby rząd kontrolował ich jedzenie oraz leczenie,
to w krótkim czasie ich zdrowie będzie w podobnie opłakanym stanie, jak dusza niewolnika”.
Thomas Jefferson

Nieraz już pisałem, że jedynym bogactwem jakie nam Pan Bóg przy urodzeniu dał, to czas. Niestety, wielką tajemnicą jest, ile tego czasu mamy. Stąd wszelkiej maści kontrolerzy chcą jak najwięcej go nam ukraść. Oczywiście, musimy najpierw po ileś godzin dziennie pracować jako niewolnicy. Ale zawsze pozostaje kilka godzin tzw. wolnego czasu, który przez inżynierów od ludzi jest nam kradziony. W XX wieku stało się to prostsze z powodu wynalezienia telewizji, a potem internetu.

I tak, dzięki telewizji jeszcze w latach 1960/70 trzymano ludzi w domach. Okazało się jednak, szczególnie po 1989 roku, że telewizja ulegając „komercjalizacji”, stała się tak tandetnie prymitywna, że coraz mniej ludzi ją ogląda. Przykładowo, nawet tak prymitywna audycja jak Dziennik, z 30 minut został skrócony do 15, lub nawet mniej. Reszta to reklamy i powtórki.

Sprawę przytrzymywania ludzi i rozrywania kontaktów międzyludzkich przejął internet. Ale wbrew jego twórcom, służy on także do przekazywania niechcianych informacji. Od pewnego czasu pojawia się coraz więcej artykułów nie tylko o kontroli Internetu, ale nawet o likwidacji tego środka porozumiewania się. Moim zdaniem, jest to tylko szum informacyjny.

Popatrzmy na ostatnie 3 pokolenia wstecz.

Jak pojawiła się telewizja w latach 30. ubiegłego wieku, to wszyscy siedzieli przed ekranem i patrzyli jak sroka w gnat. Po pewnym czasie, najczęściej na skutek selekcji negatywnej, tzw. programy telewizyjne stawały się coraz bardziej mdłe, nieciekawe, wręcz nudne.

Porównanie np. teatru poniedziałkowego z lat 70. z obecnymi „………”, zwala z nóg. Jak można samemu sprawdzić, tego się oglądać nie daje. Co wymyślili starsi i mądrzejsie? [St/Michalkiewicz]

Oczywiście zwiększyli, zgodnie z komunistyczną zasadą, ilość programów. Niestety, tak jak w komunizmie, tak i w telewizji liczba programów wcale nie wpłynęła na ich jakość. Wręcz przeciwnie. Winna oczywiście jest negatywna selekcja. Pracują w tym dobrze płatnym cyrku sami swoi. A oczywiście od kuzynów, kuzynki, szwagra itd. nie można wymagać więcej, ponieważ wyżej nerek nie podskoczy nikt, jak twierdził swego czasu Gołas.

Skoro więc liczba kanałów nie prowadzi do przykucia społeczeństwa, to zrealizowano to właśnie poprzez internet i rozmaitego rodzaju blogi.
Oczywiście, te blogi mają swój określony cel.
Właśnie podesłano mi informację o blogu p. Marty Dymek pt.: Jadłonomia. Nie jest to nic niezwykłego, ale ten blog jest chwalony przez Gazetę Wybiórczą. A to już jest coś.
Znając historię powstania tej GW i jej rolę, zaciekawiło mnie dlaczego zajmuje się takim w sumie nieistotnym blogiem.
I zaraz okazało się, jaki jest przepływ informacji.
P. Marta Dymek, nie podająca swojego wykształcenia, a z pisanych tekstów wyraźnie wynika, że ani biochemii, ani fizjologii, ani medycyny raczej nie studiowała, zajmuje się wciskaniem społeczeństwu, co należy jeść i kiedy.
No, rozumiem jeszcze, jak młode dziewczę mówi swoim rówieśnicom, co mają na randkę włożyć. Z wyjątkiem ogłupiania, nic złego z tego nie wyniknie.
Żywność to już jest poważna sprawa.
Zgodnie bowiem z ogólnie znaną w medycynie teorią Antoniego Bechampa i wynikami projektu „Ludzki Genom” z 1995 roku wiadomo, że to właśnie żywność, czyli środowisko w jakim znajduję się te 1.5 kg bakterii w naszym przewodzie pokarmowym, decyduje o naszym zdrowiu. I to nie tylko o tym, czy mamy biegunkę, czy nie, ale i o chorobach serca, czy depresji. Oczywiście, takowych informacji nie znajdujemy na tym blogu.

www.pl.wikipedia.org/wiki/Projekt_poznania_ludzkiego_genomu

Otóż p. M. Dymek zaleca niejedzenie mięsa: „Ludzie zaczną jeść mięso w mniejszych ilościach albo całkiem z niego zrezygnują”. SIC! I w swojej wypowiedzi podaje, że opiera się na Instytucji, która jej zdaniem jest szanowana i której zalecenia są respektowane, czyli na Instytucie Żywienia i Żywności.

Widać wyraźnie, że ta Młoda Kobieta nie ma zielonego pojęcia, o czym pisze.

Po pierwsze, wymieniony Instytut Żywienia i Żywności to tylko twór, który praktycznie cały czas truje społeczeństwo. Przypomnę, że już w latach 50. namawiała i szła w zaparte, że najlepszym tłuszczem do jedzenia jest CERES. Obecnie już chyba niewiele osób pamięta, co to w ogóle było. Po kilku latach okazało się, że jest wyraźnie rakotwórczy i po cichu wycofano to to ze sprzedaży.

Potem weszła na rynek margaryna, także reklamowana przez w/w Instytut. Ach, co to p. prof. Szostek nie opowiadał o tym cudzie techniki żywieniowej. Po kilku latach znowu ją wycofano. Chyba w połowie lat 60. weszła do sprzedaży margaryna Palma. Mieliśmy wycieczkę do Kruszwicy i nasza Pani pokazując na kupę liści powiedziała: „Ile to chemii trzeba włożyć, aby z tych zielonych na pół zgniłych liści otrzymać białe smarowidło”.
Potem wchodziły rozmaitego rodzaju masmixy i inne świństwa, ale ani razu nie przeproszono społeczeństwa za podawanie nieprawdy.
Podobnie wygląda sprawa z mlekiem, czy obecnie z serami.

Od 1940 roku wiadomo, że cielaki karmione mlekiem tzw. pasteryzowanym już po 5 miesiącach musiano zabić, ponieważ tak chorowały. Do dnia dzisiejszego nie można znaleźć nazwiska tego idioty, który pasteryzować kazał mleko, a obecnie stworzył UHT.
Przecież pasteryzację wprowadził chemik dla wina, czyli wody, a nie dla mleka, czyli białka!
A jakiś szarlatan naukowy w celu przedłużenia ważności tego płynu kazał je gotować, nie zwracając uwagi, że każde białko w wysokiej temperaturze się rozkłada. Nie znam żadnych prac naukowych wskazujących na fakt, że picie tego zabielanego – sinego płynu nie powoduje uszczerbków na naszym zdrowiu, czyli mówiąc wprost, czy picie jest bezpieczne.

Nie znam żadnych ostrzeżeń Instytutu Żywienia i Żywności o szkodliwości picia takiego mleka z kartoników.
A przecież mlekiem nazywamy produkt od krowy, którego temperatura nie przekroczyła 41C.
Czyżby żaden pracowników tego Instytutu nie znał definicji mleka? Dlaczego więc nie protestuje, że ten sinawy płyn mlekopodobny wciąż nosi nazwę mleka?
Sery, jak mi powiedziano, wszystkie w przedziale cenowym do 20 złotych, to wcale nie sery z podpuszczki, tylko utwardzany olej roślinny. Wszystkie zresztą mają taki sam smak. Nie słyszałem żadnej informacji od Instytutu Żywienia i Żywności ostrzegającej o tym fakcie.

Podobnie głębokie milczenie zapanowało, kiedy to parówki zamiast mięsa, miały soję genetycznie modyfikowaną i mielone kości, plus skórę. A reklamowane były dla dzieci.

Twierdzenie wiec, że Instytut jest wiarygodną firmą, nie bardo odpowiada stanowi faktycznemu. Dotychczasowa historia wskazuje, że jest dokładnie odwrotnie. W czasie jego istnienia, tj. w okresie ostatnich dwu pokoleń, ani razu nie ostrzegał np. przed zawartością pestycydów w produktach spożywczych. Nie protestował przeciwko sprzedaży w Polsce Randapu, środka uszkadzającego nerki i odpowiedzialnego za coś, co pediatrzy nazywają uczuleniem na gluten.

Niestety, chyba ponad 80 % pediatrów to kobiety i je najłatwiej indoktrynować, nadal leczą zawzięcie uczulenie na gluten u dzieci, czyli nieistniejącą chorobę, zamiast zatrucia Randapem.

Innymi słowy, jeżeli Instytut coś chwali, to jest wręcz przeciwnie. Jeżeli Instytut coś reklamuje, to natychmiast należy zrezygnować z zakupów tego produktu. Wiarygodność mógłby odzyskać, gdyby podawał na swojej stronie internetowej rozliczenie pieniędzy, tj. ile dostaje od producentów żywności i jakich, a ile od państwa. Jest to zupełnie naturalne we wszelkiego rodzaju instytucjach na Zachodzie.

Ale przypominam, jesteśmy tylko kondominium koncernów, więc nie wymagajmy za dużo.

Wyżej nerek nie przeskoczy nikt.

Ale co dalej?
 Otóż ta informacja z bloga jakieś tam dzieweczki nie miałaby znaczenia, ale przedrukowuje są medexpress z 22 lutego 2016 rok. Pisałem wielokrotnie, że to jest tzw. szybka informacja – indoktrynacja, ale przeznaczona dla medyków, a nie dorastających panienek.
Jeżeli Medexpress.pl powołuje się nie na prace naukowe, ale blogi panienek, to od razu możemy sobie wyobrazić jakość tych informacji.
Po drugie, widzimy jakie są powiązania pomiędzy blogami, a innymi stronami internetowymi. GW – Blog – medexpress.

Idźmy dalej.

Otóż ten Instytut Żywienia opracował własna piramidę żywienia i za nasze, podatnika pieniądze, chce ją rozsyłać po domach. Ot, jak się marnuje pieniądze podatnika.
Obecna piramida żywienia jest dokładnie odwrotna od tej, jaką preferuje się na zachodzie. Tzw. dieta śródziemnomorska służy tylko i wyłącznie hodowcom ryb trzymanych w rurach, czyli klatkach, tak jak trzyma się u nas świnie. Mięso takich ryb jest nafaszerowane rtęcią i antybiotykami, nie ma nawet konsystencji mięsa, rozchodzi się w palcach.
Człowiek nie koza i zielsko powinien jeść w umiarze. Niestety, skąd ma o tym wiedzieć owe dziewczę?
Szczególnie, jeżeli przywoływana przez nią instytucja od lat wprowadza społeczeństwo w błąd. Jak opublikowała p. Alicja Dusza, już od stycznia 2016 za nasze pieniądze wysyła się do mieszkańców Zielonej Góry, Olsztyna, Rzeszowa, czy Katowic, ulotki informacyjne, co należy jeść, a czego lepiej nie.
Biorąc pod uwagę przedstawioną powyżej historię tej instytucji, jest to akcja reklamowa prowadzona na zlecenie. W dodatku za nasze pieniądze usiłuje się nas ogłupić.
Że akcja namawiająca do niejedzenia mięsa jest odgórna, świadczy kolejny przykład. Medexpress w dniu 04 sierpnia drukuje podobny artykuł o rzekomym przyspieszaniu zgonu ludzi jedzących mięso.
W dodatku powołuje się na artykuł rzekomo z Harvardu, ale bez podania odnośnika do pracy. Nie jest to nic dziwnego. Tomasz Kobosz stale tak postępuje. W związku z faktem, że jak już nie raz podawałem, piszą o czymś, co nie istnieje, podam tylko w skrócie. Rzekomi naukowcy obliczyli różnice w posiłkach 130 000 ludzi z dwu grup jedzących mięso i zielsko, z dokładnością do 2 % kalorii.

Trochę prac napisałem i takiej głupoty nie widziałem. Jak przeciętny człowiek może podać z dokładnością do 2%, co jadł na każdy posiłek przez okres kilkunastu lat? Przeciętny obywatel nie pamięta już po kilku dniach, co jadł i kiedy. Wiem to z doświadczenia przeprowadzania wywiadu u np. cukrzyków. Jak sobie od razu nie zapisze, to nie ma pojęcia, co jadł przed 3-5 dniami.
Ale co na ten temat jedzenia mięsa, lub nie, mówi nauka np. we Włoszech? W chwili obecnej w tym, jak by nie było 60 milionowym narodzie, stopień ogłupiania społeczeństwa jedzeniem zielska doszedł do tego punktu, że sprawa stanęła na forum Parlamentu. Właśnie w Parlamencie wniesiono pod obrady sprawę skazywania na kary rodziców nie podających dzieciom mięsa.
Niedobory żelaza i witamin grupy B są powszechne, a to powoduje konkretne choroby. Koszty leczenia są wyjątkowo wysokie, alarmują lekarze i biegli specjaliści.
Reasumując, dziecko i dorosły musi jeść mięso. Od służb, które biorą pieniądze podatnika, należy po prostu wymusić, aby skażone mięso nie dostawało się na nasz rynek. Za to im płacimy. Rola GIS, to nie ściganie rodziców nie chcących szczepić dzieci.
No, ale nie w tym Wesołym Baraku nad Wisłą, jak to świetnie ujął p. J. Pietrzak.
Tutaj o jakości posiłków mają decydować dziewuszki w rodzaju p. Marty Dymek, podopiecznej GW.

Podkreślam, jedynym mięsem, które trzeba brać pod lupę, jest wieprzowina karmiona nie tylko soją genetycznie modyfikowaną, czy taką samą kukurydzą, ale tak naprawdę nie wiadomo czym. Przecież Polska, jako jeden z nielicznych krajów w Europie, pozwoliła zarówno na karmienie żywnością genetycznie modyfikowaną, jak i pryskaną randapem. I jednocześnie nie prowadzi badań zawartości tych trucizn w mięsie. W każdym bądź razie, na stronie GIS-u, czy sanepidów, nie ma śladu takowych pomiarów.
Podobnie dotyczy to mięsa drobiowego z zagranicznych farm. W Izraelu na przykład nie obowiązują europejskie normy.
Każdy kraj w UE ma swoje normy, ale do handlu zagranicznego są inne zdecydowanie mniej ochronne. Czyli w swoim kraju taka np. Holandia nie może tego sprzedawać, ale do Polski może wysyłać.
Podobnie nie wiadomo, jaka jest jakość mięsa świń przywożonego z Niemiec. Proszę zauważyć, że GIS ugania się za chyba nieistniejącą chorobą, jaką jest Afrykański Pomór Świń, chociaż po ugotowaniu, usmażeniu, czy w ogóle przetworzeniu tego mięsa, sprawa dla ludzi nie ma następstw. O ile wiem, do dnia dzisiejszego w Polsce jeszcze taki głód nie nastał, żeby ludzie jedli surowe mięso. Tak więc cała afera ma tylko i wyłącznie posmak polityczny i na celu otworzenie rynku na zagraniczne produkty.
Samo wykrywanie APŚ jest dyskusyjne, ponieważ Puławy nie pasażują materiału zakaźnego i nie obserwują pojawienia się choroby, tylko testują.
Przypominam, że z Ptasią Grypą także testowali. Co wyszło, to wiadomo. Znaleźli dwa podrzucone łabędzie, a mordowali kury w kurnikach sąsiedniego województwa. Żadna epidemia nie spotkała dzikich ptaków w 2007 roku. Mordowali tylko kurczaki w kurnikach.

No bo, tylko wyobraź sobie Dobry Człeku, a jak to niby mieli za tymi wróblami się uganiać, wstrzykiwać im wirusa i jeszcze chcieć, aby sobie poleciał?

Polecam wołowinę, cielęcinę, kozinę, baraninę, króliki, najlepiej własne, karmione trawą. I niestety nie polecam kupowania w sklepach wielkopowierzchniowych. Nie wiadomo co się kryje pod etykietą. Przedstawiano już programy o zmianach etykiet, moczeniu w czymś tam itd.

Ale życzę smacznego.

Źródło:
Dzięki uprzejmości i za zgodą
dr Jerzego Jaśkowskiego
[email protected]

4 komentarze

  1. Łukasz

    Rozwiązać sanepid i rozgonić do pracy w polu.

    Odpowiedz
  2. Świadoma

    Genialny artykuł-wegetarianka:)

    Odpowiedz
  3. Grześ

    Bardzo mądry artykuł w temacie żywienia, zaś nieprzemyślany w temacie przepływu informacji. Od tego bowiem jest blog, aby pewne rzeczy brać na pół, aby mieć oko na pewne sprawy, aby być ostrożnym i aby można go było poddać pod krytykę i analizę. Opracowanie naukowe natomiast podważać już ciężko, trzeba by napisać samemu drugie opracowanie ze wskazaniem błędów. Czepianie się dziewczyny jest nie na miejscu. Sam z wykształceniem nie zamierzam podskakiwać profesorom i doktorom bo swoją edukację przerwałem, ale niech mi któryś zabroni otwarcia bloga to uduszę. Blog to blog i wara Wam Panowie od tego. Nikt też na blogu przeważnie się nie chwali, że oto właśnie opracowuje wywód naukowy, to tylko przemyślenia. Blog jest zbiorem tych przemyśleń i można go poddać analizie, można go podważyć i wyśmiać. Czym innym jest powoływanie się ludzi wykształconych na blogi, to kompletna głupota w tym sensie, że brakuje analiz naukowych….brakuje ich mimo przecież niesamowitego wykształcenia młodych ludzi. No to co się z nimi dzieje w takim razie? Gdzie te wszystkie opracowania naukowe? Pan dr Jaśkowski nie powinien przede wszystkim irytować się. Sucha analiza bloga i podważenie teorii dziewuszki w zupełności wystarczyłaby. Poza tym, gdzie są słowa pana Jaśkowskiego? Nie ujął Pan to w cudzysłów. Chyba należałoby. bo nawet nie wiadomo, do kogo się tu odnieść. To kolejny dowód na to, że za wykształceniem nie idzie dbałość o szczegóły i – na marginesie – o istotę. Natomiast im więcej mądrych ludzi pokroju pana Jaśkowskiego tym lepiej dla Polski.

    Odpowiedz

Odpowiedz Grześ Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

0
    0
    Twój Koszyk
    Twój koszyk jest pustyWróć do sklepu