Dlaczego tylu ludzi choruje na cukrzycę?

Dr Jerzy Jaśkowski, Porady | 4 Komentarze

„Jeżeli ludzie się zgodzą, żeby rząd kontrolował ich jedzenie oraz leczenie, to w krótkim czasie ich zdrowie będzie w podobnie opłakanym stanie, jak dusza niewolnika.” Thomas Jefferson

Od dłuższego czasu słyszymy o epidemii cukrzycy nie tylko w Polsce, ale i na całym Bożym Świecie. Z cukrzycą miałem sporo do czynienia w związku z tzw. stopą cukrzycową, czyli przewlekłym ropieniem i stanami zapalnymi nóg, występującymi u cukrzyków. Miałem więc możność obserwacji przebiegu takich schorzeń i mogłem się trochę nauczyć.
Niestety, od 100 lat bankierzy zwietrzyli interes w chorobach, większy aniżeli w wojnach. Poza tym, wydźwięk humanitarny jest zupełnie inny. Zarabiać na wojnie to be, a pomagać chorym to cacy. Już w 2002 roku na czele listy 500 największych koncernów na świecie było 10 firm farmaceutycznych. Ich łączny dochód był większy, aniżeli tych pozostałych 490. Średnie marże w firmach farmaceutycznych wynoszą 17%, ale np. Pfizier miał marże 26%. W Polsce wg kodeksu handlowego lichwą nazywano odsetki powyżej 12% i było to karalne. Jak widać, idziemy z postępem i gonimy zachód. Kościół Katolicki w ogóle likwidował lichwę, nazywając ją ciężkim grzechem.

Skąd tak duże zyski? Z bardzo prostego systemu, zwanego monopolem. Przeprowadza się to choćby w taki sposób. „Znajomi” aktorzy sceny politycznej, zwani posłami, czy senatorami, otrzymują odpowiednią prowizję, np. przywódca większości w senacie, Bill Frisr otrzymał tylko 873 000 dolarów, w związku z wytoczonymi firmom farmaceutycznym 4200 pozwami, które zostały złożone przez rodziców dzieci poszkodowanych. Zarobił na te pieniądze. Do procesów nie doszło.

Wymyślono świetny sposób niekaralności koncernów farmaceutycznych. Ustawowo w USA zabroniono pociągać koncerny farmaceutyczne do sądów w sprawie odszkodowań. Jest to jedyny przypadek na świecie, że producent nie odpowiada za produkt.
W czerwcu 2000 roku doszło do tajnego spotkania w Simpsonwood w celu opracowania sposobu zatuszowania związku preparatu rtęciowego Tiomersalu z autyzmem. Rządowa, jak najbardziej, przynajmniej teoretycznie CDC, opłaciła w Instytucie Medycyny [Rockefeller] badania, które miały wykluczyć związek rtęci z autyzmem. Pomimo posiadanej już od 1943 roku wiedzy, nadal truto i truje się do dnia dzisiejszego dzieci rtęcią, zawartą w szczepionkach [np. przeciw grypie, vide wypowiedzi znanej znachorki warszawskiej, prof. mgr Lidii Brydak, namawiającej do szczepień przecie grypie matki noworodków]. Stężenie rtęci w szczepionkach jest nawet 25000 procent większe, aniżeli dozwolone w wodzie pitnej. Amerykanie zapłacili za takie wysokie „normy” posiadaniem już ponad 500 000 dzieci z autyzmem.

Proporcjonalnie do liczby mieszkańców i ilości szczepień wykonywanych w Polsce, w Kraju jest już kilkanaście tysięcy dzieci z autyzmem. Jak Państwo wiecie, nikt oficjalnie się tą epidemią autyzmu nie zajmuje, przemysł nie płaci odszkodowań. A już na pewno nie zajmuje się problemem epidemii autyzmu Ministerstwo, nie wiadomo dlaczego zwane Zdrowia. Przypomnę, że w czasie obrad Okrągłego Stołu, tej ustawki Wywiadu Wojskowego, strona opozycyjna postulowała likwidację Ministerstwa. Mieliśmy nadzieję, że wszyscy chcą dobrze dla Rodaków, a oni po prostu chronili swój interes.
Proszę zauważyć, że samorządy do dnia dzisiejszego kupują szczepionki zalecane dla dzieci w tych regionach, w których najsilniej działa przemysł wojskowy. Opisaliśmy to w 1992 roku z śp. płk M. Rajskim w pozycji pt. „W rękawiczkach”.

A przecież rtęć do szczepionek włączyła firma Eli Lily w 1931, wiedząc, że:
po pierwsze – może spowodować uszkodzenie mózgu,
po drugie – jego działanie na bakterie jest wielokrotnie słabsze, aniżeli na ludzkie leukocyty,
po trzecie – mikroskop elektronowy wprowadzono do użytku dopiero 20 lat później, czyli nie posiadali jeszcze narzędzia do sprawdzenia co robią.
Specjalnie przytaczam obszerniej metody działania przemysłu farmaceutycznego, aby każdy PT Czytelnik zorientował się, o co chodzi w tym interesie. Z podstawowych obserwacji wynikało, że przemysł jest nastawiony na sprzedaż preparatów, ale zupełnie nie na leczenie. W przypadku cukrzycy starano się jak najwcześniej przejść na leczenie insuliną. Powodowało to zaniechanie produkcji insuliny przez trzustkę chorego i całkowite uzależnienie pacjenta od zakupów. Czyli, czy chciał, czy nie chciał, musiał płacić haracz koncernom farmaceutycznym, plus oczywiście VAT, czyli łapówka dla urzędników.
Zdecydowana większość tzw. zaleceń dla cukrzyków nie ma uzasadnienia naukowego, ani praktycznego. Przykładowo – dlaczego chorzy na cukrzycę nie mogą przyjmować normalnego cukru, a rzekomo muszą przyjmować sztuczne słodziki?

Chory człowiek, czy to cukrzyk, czy nie, powinien przyjmować, w zależności od wykonywanej pracy, od co najmniej 2000 do 2500 kcal. Załóżmy, że ten chory człowiek wypija 3-5 kaw, czy herbat dziennie. Słodzenie to jest łyżeczka cukru, daje ok. 20 kcal, czyli w sumie jest to ok. 100 kcal. Mamy więc sytuacje, że musimy przyjąć 2000 kcal, a cukier to tylko 100 kcal, czyli mniej aniżeli 5%. Jest to wielkość pomijalna w całodobowej ilości przyjmowanych kalorii.

Sacharoza i fruktoza.

Metabolizm fruktozy jest zupełnie inny aniżeli sacharozy. Przebiega z ominięciem wątroby. I to właśnie przyczynia się do podnoszenia poziomu glukozy we krwi. Poza tym, w sprzedaży znajduje się w większości przypadków tylko chlorowcopochodna fruktozy, posiadająca dwa atomy chloru. Ten chlor właśnie powoduje uszkodzenie komórek beta w trzustce, czyli jest bezpośrednią przyczyną cukrzycy. Chlorowcopochodne fruktozy są 600 razy słodsze od sacharozy i w związku z tym, podawane są do wszelkiej maści słodyczy, od cukierków zaczynając, poprzez batoniki, ciasteczka, a na napojach kończąc.

Jak do tej pory, żadna wyższa szkoła medyczna, dawniej zwana Akademią, nie wystąpiła z wnioskiem o wprowadzenie zakazu dodawania do produktów spożywczych, szczególnie przez duże koncerny zachodnie, tych chlorowcopochodnych.
Pragnę przypomnieć, że ani pediatrzy, ani Towarzystwa Diabetologiczne, nie ostrzegają rodziców o możliwości trucia dzieci np. pastami zawierającymi fluor, czy w ogóle fluorem. Proszę mi pokazać, czy to konsultanta z pediatrii, czy zwykłego pediatrę, który skierował dziecko na badanie poziomu fluoru w organizmie! O konsultancie krajowym p. prof. Jackiewicz nie wspomnę, ponieważ ona zajmuje się tylko marketingiem szczepionek. Tylko takie jej wypowiedzi znajdują się w mass mediach. Dlaczego tak się dzieje? Może poniższych kilka zdań wyjaśni Państwu problem zależności pediatrów od przemysłu.
Stowarzyszenia pediatryczne są masowo dofinansowane przez przemysł farmaceutyczny i żywnościowy. Te wszelkie zjazdy i konferencje to nic innego jak łapówki, podawane tylnymi drzwiami. Inaczej: „Mów mi do ręki, a nie do ucha” Jest to powszechne w tych naukowych stowarzyszeniach.

Poniżej przytoczę kilka przykładów.
Akademia Pediatrii dostała 342 000 dolarów od firmy Wyerh za reklamę szczepionki przeciwko pneumokokom, czyli starej poczciwej dwoince zapalenia płuc, chorobie XIX-wiecznej. DLATEGO ZMIENIONO NAZWĘ tej bakterii, ABY TRUDNIEJ BYŁO SKOJARZYĆ. W tym samym roku firma Merck za reklamę szczepionki HPV przekazała tej naukawej Akademii 433 000 dolarów. Dzięki tej łapówce zarobiła 1.5 miliarda dolarów. Czyli prawdziwe jest twierdzenie znawców, że jedna trzecia kosztów szczepionek to łapówki.
Mechanizm jest bardzo prosty. Najpierw Akademia zaczyna głosić o konieczności szczepień. Potem wystosowuje raport do Ministerstwa. A potem Ministerstwo wprowadza przymus szczepień i ze składek przymusowo ściąganych ze społeczeństwa robi prezent firmie. Oczywiście cała masa trolli w mas mediach, za napiwek, nagłaśnia temat dobroczynności działania firmy i ministerstwa, które rzekomo dba o nasze zdrowie. I tak powstają procedury.
Stąd np. takie zaangażowanie gastrologa prof. Radzikowskiego w reklamowaniu szczepionki przeciw pneumokokom. Problem polega na tym, że obecnie już nawet zarządy Izb Lekarskich przyznały sobie wynagrodzenie, podobnie jak w minionym okresie sekretariaty jedynej słusznej partii. Pieniądze płyną także ze ściąganych przymusowo składek, czyli jest to typowy haracz, płacony podobnie jak we włoskiej mafii, za „opiekę”.

Jak to ładnie ujął p. prof. T. Kotarbiński: „W więzach organizacji prawdę diabli wezmą”.

Otóż przeprowadzone już dawno temu badania wykazały niezwykłą rolę witaminy D w powstawaniu cukrzycy.
Witamina D, tak naprawdę jest hormonem sterydowym, który wpływa na pracę praktycznie każdej komórki w organizmie.
A zaczęło się od badań kości, kiedy to wykryto, że niski poziom witaminy D powoduje, iż kości stają się cienkie, łamliwe, miękkie i ulegają zniekształceniu, podobnie, jak przy zatruciu fluorem. Obecnie wiemy także, że niedobór witaminy D zmniejsza odporność człowieka oraz odporność na insulinę w cukrzycy zarówno tupu 1 jak i typu 2.
Na każdą jednostkę wzrostu poziomu witaminy D ryzyko progresji cukrzycy u osób ze stanem przedcukrzycowym maleje o 8 %. Badania wykazały, że witamina D jest fundamentalnym czynnikiem niezbędnym do normalnego wydzielania insuliny i poprawia wrażliwość na insulinę. W innym badaniu, opartym na analizie danych 5680 chorych wykazano, że suplementacja witaminą D zwiększa wrażliwość na insulinę o 54%.
Wiadomo, że statyny, którymi nas faszerują bez sensu kardiolodzy, mogą wywołać polekową cukrzycę. Podobnie cukrzycę mogą wywołać leki psychotropowe. Suplementacja witaminą D może zniwelować te skutki. Jak to się więc dzieje, że NFZ w swoich procedurach nie podaje konieczności prowadzenia oznaczania tego hormonu w przypadku cukrzycy, czy chorób psychicznych? Sam musisz sobie na to pytanie odpowiedzieć, Dobry Człeku.

Jakie korzyści mamy z przyjmowania witaminy D?
Udowodniono ponad wszelką wątpliwość, że chorzy z rozpoznaniami takimi jak nadciśnienie, miażdżyca, po zawale mięśnia sercowego, lub udarach mózgu, powinni systematycznie kontrolować poziom 25 OHD w organizmie i w przypadku spadku poniżej 50 ng, szczególnie w okresie jesienno-zimowym, podejmować suplementację. Badania wykazały, że niedobór witaminy D zwiększa ryzyko zawału mięśnia sercowego o 50%.

Z mojej praktyki.
Osoby, które miały poziom 25 OHD poniżej 30 ng chorowały na choroby układu krążenia.
Te, które miały poziom obniżony poniżej 20 ng były leczone z powodu cukrzycy.
Osoby z nowotworami miały poziom 25 OHD zazwyczaj poniżej 10 ng.
Witamina D jest silnym immunomodulatorem i nie tylko zapobiega, ale powoduje remisję w przypadku stwardnienia rozsianego MS, czy stanów zapalnych jelit. Właściwy poziom witaminy D zwiększa płodność zarówno kobiet jak i mężczyzn. Szczególnie suplementacja tą witaminą jest konieczna w przypadku policyklicznych jajników u kobiet, jak i małej ilości plemników w jednym ejakulacie. Badania wykazały, że witamina D bierze udział w naprawie DNA.
Okryto, że szczególnie ciężkie migreny występują u osób z niedoborem witaminy D oraz ryboflawiny, czyli B-12.
Niedobór witaminy D jest związany z takimi chorobami psychiatrycznymi jak: choroba Parkinsona, Alzheimer, padaczka, depresja, udary mózgu, schizofrenia, zanurzenia poznawcze. Wykazano, że suplementacja witaminą D zmniejsza o 31% ryzyko wystąpienia zmian.

I wracamy do tego Boskiego wynalazku, jakim jest promieniowanie słoneczne. Wystarczy około 30 minut w godzinach pomiędzy 11-13.00 dziennie, aby pokryć dobowe zapotrzebowanie na witaminę D.
Musisz pamiętać Szanowny Czytelniku, że tylko ten Boski wynalazek jest siarczanem, czyli związkiem rozpuszczalnym w wodzie, a więc docierającym do 100% naszych komórek.
Witamina D sprzedawana w handlu, jest związkiem rozpuszczalnym w tłuszczach i dociera tylko do 80% naszych komórek. Człowiekowi nie udało się podrobić naturalnej witaminy D
Jeszcze jest gorzej. Chęć zysku i ogłupianie społeczeństwa doprowadziło do unikania opalania się, szczególnie przez osoby starsze oraz dzieci. Niedouczone matki smarują dzieci rozmaitego rodzaju preparatami, które rzekomo pochłaniają promieniowanie słoneczne, czyli w rzeczywistości uszkadzają swoje dzieci.

Praktyczne rady.
Zbliża się lato.
Należy wygospodarować sobie te 30 minut w każdy dzień słoneczny pomiędzy godzinami 11.00 do 13.00 i opalać się.
Ważne jest zawsze odsłonięcie skóry pleców albo przodu tułowia.
Dzieciaki powinny harcować rozebrane do pasa.
Nie wolno dzieci smarować żadnymi kremami.
Zaczynać opalanie od ok. 30 minut dziennie.
Smażenie się przez weekendy jest bez sensu, może spowodować stany zapalne skóry.
Suplementacja jest ostatecznością. W Polsce od mniej więcej marca do września można korzystać ze słońca.
Pamiętaj, to Ty musisz się dostosować do słońca, a nie odwrotnie.

www.facebook.com/JJaskow/posts/431552493844049

Dzięki uprzejmości i za zgodą
dr Jerzego Jaśkowskiego
[email protected]

4 komentarze

  1. Marek

    Trudno czytac do konca artykul jesli juz na poczatku sa w nim zawarte bzdury typu: “Ustawowo w USA zabroniono pociągać koncerny farmaceutyczne do sądów w sprawie odszkodowań. Jest to jedyny przypadek na świecie, że producent nie odpowiada za produkt.”
    Odsylam do strony: http://kopalniawiedzy.pl/Eli-Lilly-proces-sad-pozew-grzywna-kara-off-label-marketing-oszustwo,6596
    albo https://www.justice.gov/opa/pr/glaxosmithkline-plead-guilty-and-pay-3-billion-resolve-fraud-allegations-and-failure-report
    i wreszcie https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_largest_pharmaceutical_settlements

    Odpowiedz
    • K

      a poczytales wiecej czy tylko narzekasz?

      Odpowiedz
      • Marek

        A poczytalem. Czy ty poczytales moje zalaczone linki?

        Odpowiedz
    • Grzegorz

      Drogi Marku, czytać należy ze zrozumieniem – Dr Jaśkowski pisze o szczepionkach, a nie o lekach. Odszkodowania w USA za powikłania po szczepieniach płaci podatnik za pośrednictwem państwa (a nie producent szczepionek) – w Polsce rodzic poszkodowanego dziecka, czasami ciężko, pozostaje z problem sam.

      Odpowiedz

Odpowiedz Grzegorz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

0
    0
    Twój Koszyk
    Twój koszyk jest pustyWróć do sklepu